wtorek, 4 października 2011

16 - 'Moje serce szybciej wyczuło jego obecność, niż inne zmysły.'

*Oczami narratora*

Effy szła ciemnymi uliczkami Ontario. Duże krople deszczu spadały na jej ciało. Bluza była cała przemoczona, a buty już dawno przemoczone. Jej rude, długie włosy były już przemoczone do suchej nitki, chodź szła dopiero 10 minut. Deszcz padał strasznie gęsto i mocno. Dziewczyna z wielkim trudem stawiała kolejne kroki, ponieważ wiatr nie dawał jej innego wyjścia. Po dobrych 50 minutach męczarni Effy doszła do szpitala. Stanęła przy recepcji mokra i zmarźnięta. Na pewno będę chora - pomyślała.

*Oczami Effy*

-Ja do Christiana Beadlesa. - wymamrotałam do recjepcionistki, która przyglądała mi się jak jakiemuś ufo. No i zapewne tak wyglądałam. W ustach czułam smak swojego tuszu do rzęs.

-Sala 150. - szepnęła i dała mi kartę, która była niezbędna do wejścia na sale. Ślamazarnie doczłapałam się na 3 piętro do sali 150. Nikogo nie było koło sali Chrisa, co mnie szczerze ździwiło i trochę zaniepokoiło. Weszłam do środka. Christian siedział na łóżku widocznie czmyś zmartwiony. Serce momentalnie mi przyspieszyło i nie pewnie do niego podeszłam. Położyłam dłoń na jego ramieniu, ale on ją zepchnął. Zabolało mnie to.

-Christian, co jest? - szepnęłam, schylając się do niego.

-Effy... pamiętasz jak mówiłem, że Cię kocham? - spytał nagle.

-Tak. - przytaknęłam, bojąc się co takiego może się wydarzyć. Westchnął głośno.

-Kłamałem. - wymamrotał i schował twarz w dłonie. On chyba sobie żartuje! Że kurwa co?! Nie minęła sekunda, a już płakałam.

-Co?! - krzyknęłam, stojąc równo na nogach.

-Effy! Wszystko Ci wyjaśnię! - błagał.

-Dobra. Proszę bardzo. Tłumacz się. Masz 5 minut z zegarkiem w ręku! - wykrzyczałam do niego.

-Udawałem, że mi się podobasz, że Cię lubię i że Cię kocham. Ktoś mi zlecił takie zadanie. - powiedział na jednym wdechu. Wmurowało mnie.

-Chłopaku, króry mnie okłamał, że co?! - byłam tak na niego wściekła, że miałam ochotę wziąść go za szmaty i pierdolnąć o ścianę!

-Kto Ci kazał to "udawać"?! - krzyknęłam, niedowierzająć i kiedy wymawiał słowo "udawać", zrobiłam rękami cudzysłów.

-Nie mogę powiedzieć. Obiecałem mu to. - wymamrotał i nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.

-Aaa... czyli już wiem, że to chłopak. Mów kto to, bo przysięgam, że coś Ci zrobię! - zagroziłam, łapiąc go za bluzkę.

-To Justin. - mamrotnął, spuszczając głowę. Nie mogę uwieżyć! Justin?!

-Justin?! - krzyknęłam zdziwiona. Ten pajac kiwnął głową na "tak".

-Czemu on Ci kazał to zrobić?! - krzyknęłam.

-Wiedział, że niedługo dowiesz się o wypadku i chciał dla Ciebie jak najlepiej. Ale sam się w Tobie zakochał i kazał mi to przestać, ale doszło do niespodziewanego skutku. - mruknął.

-Jakiego? - spytałam już trochę spokojniej.

-Zakochałem się w Tobie. - spojrzał mi w oczy.

-Pierdol się Beadles! - ryknęłam i wybiegłam ze szpitala. Przysięgam, że dorwę Biebera i powyrywam mu te jego piękne kłaki z głowy! I to samo zrobię z Beadlesem. Znaleźli się kurwa poprawiacze mi chumoru! Co za palanty! Zranili mnie niemiłosiernie. Nie wiem jak mogli mi to zrobić. A szczególnie JB. Ufałam mu. A Christiana kochałam, dalej kocham i zapewne będę kochać. Ja pierdole! Co teraz będzie?!


*Pół roku później*

Minęło już pół roku, odkąt Justin i Christian mnie zranili. Nie odzywam się do obydwu. Christian dalej nie ma dziewczyny. Dogryzamy sobie na każdym kroku. Tak samo, jak ja i Justin. Właśnie idę szkolnym korytarzem i o wilku mowa. Wpadłam na Biebera.

-Effy, wybaczysz mi wreszcie?! - któryś raz z rzędu próbuje mnie przeprosić.

-Hmm... niech się zastanowie... - udawałam zamyślenie. Temu już pojawiły się iskierki w oczach. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, ale udawanie.

-Tak? - zapytał z nadzieją.

-Nie. - stwierdziłam i wyminęłam go, szturchając go łokciem.

Szłam tak sobie korytarzem i napotkałam po drodze Emily z którą udałam się pod klasę. Leżałyśmy sobie na plecakach i nagle poczułam, jak serce mi przyspiesza i zaczyna szybciej bić. Zaczęłam się rozglądać. Moje serce szybciej wyczuło jego obecność, niż inne zmysły. Tak... To Beadles. Idzie tu.

-Beadles na trzeciej. - szepnęłam do Em i z powrotem się wygodnie położyłam. Podszedł do nas i patrzył się na mnie tymi swoimi przerajanymi oczami. Tak... Chris się strasznie zapuścił. Pije, ćpa, pali, przeklina i wgl. Stał się takim kozakiem. Nie poznaje go. Ale szczerze i serdecznie mam na niego wyjabane. Niech robi co chce gnój zasrany.

-Czego chcesz? - warknęłam, wstając. Stałam z nim oko w oko. Jechało od niego papierosami.

-Tego co zwykle. Uprzykrzyć Ci życie. - stwierdził arogancko i z cwaniaczkim uśmieszkiem. Zaśmiałam się zwycięsko i popatrzyłam na niego, jak na idiotę.

-Ty chyba sobie kpiny urządzasz! - prychnęłam, opluwając przy tym jego twarz.

-Nie. Mówię poważnie. Jeszcze będziesz moja, zobaczysz! Zalicze Cię, jak połowę lasek w tej pojebanej szkole! - nie no przyznaje, zdziwiło mnie to i szczerze trochę przestraszyło.

-Że co?! - spojrzałam na niego "z pod byka". On jest dziwny!

-Chyba żartujesz! Jeśli myślisz, że mnie przelecisz, to się jeszcze ździwisz! - zaśmiałam się gromko.

CDN...

***

Przepraszam, ale szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. ;c

Nie mam czasu nic pisać. -,-

Mam kryzys. Dręczy mnie coś niemiłosiernie i nie zamierzam z tym nic zrobić. -.-

Do next, nie wiem kiedy. <3

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zajebisty ... :**
Rozkaa123

Wioleta BKF pisze...

Świetny artykuł ;d

Fajnie fajnie ;)